„…a w sztuce, moim zdaniem, koniecznie musi być miłość” – czy to stwierdzenie czy pytanie, to są słowa jakie cwany autor wkłada w usta jednej ze swoich najbardziej znanych bohaterek. On ciężko pracuje, jest lekarzem, koneserem ludzi i humanistą – w całkiem przymiotnikowo dosłownym, nie przenośnym znaczeniu tego słowa. A w swojej dramaturgii jest bezlitośnie szczerym lekarzem, wszystkim swoim postaciom każe mówić o miłości, poszukiwać jej lub ją cenić, ale żadna z nich nie jest szczęśliwa w powszechnym rozumieniu tego słowa. Miłość kest nieuchwytna. Ktoś stara się ją zastąpić czy zwabić ją sławą, ktoś inny – bogactwem rytmu życia. Lub odbierając ją komuś, oszukując nikogo innego a właśnie siebie. Umieszczając swoje postaci w zamkniętej przestrzeni, Czechow zamyka ich nie tyle fizycznie, co od środka; a potem analizuje ich dusze kawałek po kawałku. Ich imiona tak naprawdę nie mają znaczenia – Astrov czy Gaev, Zarieczna czy Raniewska… „Dookoła są tylko oszołomy” – i nic się nie zmieniło przez ostatnie sto lat. Treść opowiadania. Lub sztuka w jednym akcie.